You are currently viewing TANDEN, UCHYLENIE BRAMY QIGONG
Po lewej stronie chińska rycina przedstawiająca m.in. dolny i środkowy Dantian. Po prawej stronie widzimy koncentrację energii w Tanden podczas Sanchin kata

TANDEN, UCHYLENIE BRAMY QIGONG

Ponad rok temu kolega, z którym razem odwiedziliśmy Okinawę poprosił mnie o napisanie artykułu do nowego czasopisma poświęconego tematyce sztuk walk, a szczególnie karate. Poniżej właśnie ten artykuł. Był pisany z myślą o odbiorcach, którzy trenują karate i miał za cel zasygnalizować, że kluczowy japoński termin, ‘tanden’, funkcjonujący w karate, ma głębsze i szersze chińskie znaczenie.

Okinawczycy sztuk walk uczyli się od Chińczyków. Zanim wprowadzono nazwę karate, to okinawskie systemy walki nazywano tode lub tode-jutsu, czyli ‘chińskie ręce’ lub ‘techniki/sztuka chińskich rąk’. Przy przenoszeniu karate z Okinawy do Japonii, której to Okinawa stała się wcześniej jedną z prefektur, wiele technik i mechanizmów zostało wyłączonych, zagubionych. Podobny proces miał również miejsce wcześniej, przy przenoszeniu sztuki z Chin na wyspę Okinawę.    

Tym, co podczas tych różnych fal historycznych zapomniano, przynajmniej powszechnie, były techniki kiko, czyli chiński qigong. Dobrym tego przykładem jest właśnie termin ‘tanden’. Od początkowych treningów tak dużo instruktorzy karate nawołują do wywodzenia technik z tanden, a równocześnie tak szczątkowo o nim wiedzą.  

By tę wiedzę odnowić potrzeba wrócić do chińskich źródeł i po-eksplorować qigong. Krótki artykuł dla karateków dostał więc nazwę:

TANDEN, UCHYLENIE BRAMY QIGONG

Esencja karate zapisana jest w kata. Każde kata Goju Ryu kończy się podobnym ruchem. Jest on zbliżony do głaskania kuli, którą mielibyśmy przed sobą. Następnie składamy dłonie, kierujemy je do siebie i sprowadzamy do Tanden. W niektórych kata, np. w Geki Sai Dai Ichi oraz w Sepai jest to trochę skrócone. Po prostu otwieramy pięść, przyciągamy dłonie do siebie i do Tanden.  

Goju Ryu, to styl karate, który w samej swojej nazwie ma zapisane istotne wskazanie. Jest nim złączenie przeciwieństw. Ponieważ nie ćwiczymy wyłącznie po to, by być skuteczniejszym w obronie i walce, lecz trening może towarzyszyć nam przez całe życie, to pierwiastki Go i Ju nie oznaczają jedynie twardości i miękkości w ruchu, tak aby techniki były lepsze. Mamy tutaj złączenie twardości i miękkości w bogatej gamie znaczeń –  Yin i Yang. Jest tu złączenie napięcia i rozluźnienia. Czegoś zewnętrznego, widocznego, oczywistego oraz wewnętrznego, ukrytego, może trochę tajemniczego. Mamy tutaj niebo i ziemię. To co wysokie, i to co niskie. Szybkie i powolne. Mamy surową, bezkompromisową skuteczność, oraz miejsce na zadumę o złożoności życia. Jest miejsce na brutalność i na delikatność. Składamy się z materialnej fizyczności, bo mamy ciało i możemy z nim pracować, ale też porusza się ono dzięki energii, która może płynąć samoczynnie lub być kierowana przez umysł, świadomość, a może i przez coś nawet bardziej ulotnego, Ducha.

Wracając do ostatniego ruchu kata, ma to znaczenie zewnętrzne, którym jest oswobodzenie się z chwytu za nadgarstki. Znaczeniem wewnętrznym jest zaś zebranie i skumulowanie energii w Tanden. Jaką energię zbieramy? Taką, którą pobudziliśmy fizycznie wykonując techniki składające się na formę. W przypadku Sanchin i Tensho w proces wytwarzania energii zaangażowane jest również połączenie oddychania i napięcia mięśni. Każdy, kto w miarę poprawnie wykonuje któreś z tych Heishugata, odczuwa bardzo wyraźny, momentalny przypływ energii w ciele. Wykonanie kolistego zbierającego ruchu dłońmi, zwrócenie ich do wewnątrz, sprowadzenie do podbrzusza oraz długi, zupełny wydech, sprawia, że energia nie pozostaje rozproszona po całym ciele, lecz gromadzona jest w centrum ciała – którym jest właśnie Tanden.   

Czym jest to Tanden? To słowo japońskie, będące odpowiednikiem chińskiego Dantian. Ponieważ wiedza o ćwiczeniu energii (jap. Kiko Undo, chiń. Qigong) trafiła na Okinawę z Chin, gdzie jest znacznie bardziej rozbudowana, to opowiadając o tym, będę przywoływał oryginalne  chińskie nazewnictwo. Dan oznacza eliksir, zaś Tian – pole. Razem daje to pole eliksiru, bazowy termin w Qigongu. Można powiedzieć, że jest to rodzaj magazynu i podstawowego warsztatu pracy w jednym. To tutaj powinna być kierowana i gromadzona energia, szczególnie jeśli chcemy coś z nią więcej zrobić. 

Energia ma trzy główne aspekty: Jing, Qi i Shen. Pierwszy z nich Jing, jest można powiedzieć fizjologiczny, ponieważ obejmuje witalne ‘soki’ ciała, przede wszystkim hormony. Drugi aspekt – Qi, (jap. Ki), to właśnie ta witalna energia, o której ludzie myślą słysząc coś o akupunkturze, akupresurze i podobnych dziedzinach. To energia, która płynie w systemie kanałów, nazywanych meridianami. Jest to mało przetworzona energia i mówi się o niej, że ma naturę mgły. Jeśli jest jej dużo, to stymuluje wytwarzanie i regulacje hormonów, które znów przekształcają się w Qi. W pewnym momencie działa to na zasadzie sprzężenia zwrotnego i się wzajemnie intensyfikuje. Gdy mamy dużo Qi w Tanden, a jej przepływ nie blokuje się w którymś miejscu w ciele, to zasila ona pięć kluczowych organów. Wątrobę, serce, śledzionę, płuca i nerki. Te zaś są powiązane z komplementarnymi istotnymi organami: pęcherzykami (żółciowym i moczowym), jelitami (grubym i cienkim) i żołądkiem. Dobry przepływ Qi we wszystkich organach powoduje, że jesteśmy zdrowi, silni i pełni wigoru. To zaś jest warunkiem niezbędnym, by w pełni móc używać ciała do treningu karate, innych sztuk walk i w pozostałych dziedzinach życia. 

Oprócz Jing i Qi, jest jeszcze trzeci aspekt energii, którym jest Shen, czyli Duch, świadomość. Gdy w Tanden nagromadzi się szczególnie wysoka ilość Qi, to kolejnym etapem jest jej dalsza rafinacja. Mglista Qi przekształca się w świetlistą i wznosi się do pozostałych dwóch Dantienów. W karate, gdy mówimy o Tanden, to mamy na myśli tylko to pierwsze centrum energii. Tylko ten pierwszy warsztat. Kiedyś znalazłem i przetłumaczyłem krótki artykuł autorstwa Chojuna Miyagi pod tytułem: „Wdychając i wydychając w zgodzie z Go i z Ju. Wielowątkowy esej o karate”. Pierwszy raz został opublikowany w periodyku  „Bunka Okinawa”, Vol.3, No.6, 15 sierpnia 1942 roku. Twórca Goju Ryu wypowiada się tam o punktach koncentracji podczas Sanchin. Zaczyna od centrum energii Tanden, kontynuuje mówiąc o dwóch innych miejscach związanych już ze strukturą ciała, a zakańcza wspominając o jeszcze jednym dodatkowym punkcie koncentracji, który leży pomiędzy brwiami. Jest to tylko mała wzmianka, jednak pokazuje, że prekursor stylu wiedział, że jest coś więcej niż, to co zazwyczaj możemy dowiedzieć się na seminariach karate. Punkt, o którym wspominał Chojun Miyagi, w Chinach nazywa się Yin Tang i jest ściśle związany z aktywowaniem Górnego Dantian. Stąd widać, że jest jeszcze zupełnie innym Tanden niż ten, do którego przyzwyczailiśmy się, podążając drogą karate. W chińskim Qigongu mówi się o trzech głównych Dantienach – dolnym, środkowym i górnym. Mamy więc w naszym ciele nie jeden, a trzy szczególnie istotne warsztaty dla Gong, czyli pracy z Qi, energią.

Cauldron

Chcąc być precyzyjnym to trzeba dodać, że termin Tanden, czy Dantian wskazuje na już osiągnięty wysoki rezultat treningu. Jest nim nie tylko nagromadzenie Qi, ale również podniesienie jej jakości do postaci ‘eliksiru’, Dan. Tym, co możemy uzyskać, szczególnie dzięki Sanchin i Tensho, a także w mniejszym stopniu również dzięki wykonywaniu Kaishugata, to podwyższenie poziomu energii w ciele. W ten sposób wzrasta nasza witalność, siła i usprawnia się motoryka. To dopiero wstępny i dość niewielki rezultat. Wspomniany na początku artykułu ruch dłońmi w kierunku Tanden na końcu kata zbiera pobudzoną w ciele energię i kieruje do miejsca, gdzie potencjalnie może ulec dalszym przemianom. Jednak, żeby się w ogóle tam zebrała, to automatyczny ruch nie wystarczy. Potrzebna jest świadomość tego, co się wydarza i poprowadzenie tego umysłem, czyli potrzebne jest Zanshin. Wtedy już coś mamy. A po pewnym czasie, można to odczuć dość fizjologicznie – w podbrzuszu i w innych miejscach. Chińczycy mówią na to Qihai, czyli ‘ocean Qi’. Jesteśmy zdrowi, silni, sprawni, organy wewnętrzne dobrze funkcjonują, ale do osiągnięcia Tanden, przemiany Qi w eliksir jeszcze daleka droga.  

O tym jak przebiega praca z energią, jakie są jej formy, kierunki, rodzaje? Jak Qigong przenika karate i inne sztuki walki? Jakie są jego możliwości i niemożliwości? Co jest realną korzyścią, którą można uzyskać, a co odległymi legendami? To i o podobnych rzeczach w kolejnych artykułach. Miłego dnia. 

19.05.2020

 

 

*             *             *

 

WIRTUALNY, ZDJĘCIOWY SPACER PO OKINAWSKIM MUZEUM KARATE I KOBUDO

Artykuł jest krótki i sygnalizacyjny, to wraz z nim, jako dodatek, wirtualny spacer po okinawskim muzeum karate, którego dyrektorem jest Tetsuhiro Hokama. Znalazłem w nim książki i ryciny poświęcone głębszym zagadnieniom energii, takim jak chociażby zaawansowane ćwiczenia buddyzmu wadżrajany: ‘tsa lung’ i ‘thrul khor’.

Miło mi było to w takim miejscu odnaleźć, ponieważ, gdy z 20 lat temu pracowałem nad tematem: „Podróż w poszukiwaniu duchowych korzeni sztuki walki karate” i mówiłem o powiązaniach karate nie tylko z Zenem, ale właśnie z „głębszą”,.. a jeśli nie głębszą, to na pewno  z bardziej złożoną formą buddyzmu, z wadżrajaną, to co poniektórzy krzywo się patrzyli.

Zapytałem o te ryciny sensei Hokama, to powiedział mi, że to oczywiste. Słynny traktat Bubishi, Biblia Karate, która tak naprawdę powstała w Chinach, wzorowana była właśnie na tej jeszcze wcześniejszej i bardziej esencjonalnej wiedzy… szkoda, że obecnie prawie całkowicie zagubionej, przynajmniej dla środowiska ludzi zajmujących się sztukami walki.

Dyrektor i opiekun muzeum przyjął naszą małą polską ekipę bardzo gościnnie. Oprowadził i podzielił się swoją wiedzą i poglądami. Muzeum jest malutkie i zasadniczo mieści się na swego rodzaju antresoli okalającej sale do ćwiczeń, dojo, będące na parterze. Wchodzi się na nią wąskimi schodkami, które zapamiętałem, że można by pomylić z drabiną. Na końcu antresoli jest pokoik, który myślałem, że jest dalszą częścią muzeum…. Oglądam eksponaty… :)) … ale okazało się, że to pokoik mieszkalny naszego gospodarza. 

Oprócz naszej polskiej piątki, na miejscu był jeszcze jeden.. jak się okazało znamienity gość. Jeden z pierwszych zachodnich karateków, swego czasu topowy fighter, a później aktor i konsultant do scen walki, sensei Terry O’Neill. Urzekł mnie jednym… Przysłuchiwałem się jego rozmowie z Hokama sensei i spostrzegłem, że oprócz tego, że to była bardzo fajna rzeczowa, a czasami humorystyczna rozmowa,… Sensei opowiadałał o niuansach postawy walki Motobu Choki, takiego zawadiackiego karateki z czasów formowania się karate. Zawadiackiego, bo nastawionego przede wszystkim na skuteczność walki, a nie na ujednolicone trenowanie dużych grup i prace popularyzatora. Motobu, patrząc kiedyś na to, co dzieje się z okinawską sztuką na głównym lądzie Japonii, patrząc na elokwentnego i kulturalnego Gichina Funakoshiego, od którego później rozpowszechniło się karate Shotokan, odwiedził go w jego dojo i trzykrotnie powalił przy jego uczniach… Wracając do tej postawy, to ponoć była wymuszona przez szczególnie duże kochones swego właściciela… taka anegdota nadająca luz i swojskość pobytowi w muzeum, przybytku kultury.   

Wracając do tego, czym ujął mnie Terry O’Neill, to z bardzo dużym szacunkiem odnosił się do naszego gospodarza. Ale, później, gdy rozmawiał ze mną i moimi przyjaciółmi, to traktował nas z takim samym wysokim, naturalnym szacunkiem i uprzejmością. Po takich niuansach można spostrzec, jakość i szerokość czyjejś świadomości… qigongowo mówiąc, stopień uaktywnienia Shen, Ducha… Taki ktoś nie dzieli już tak bardzo ludzi… na „wysokich” i ważnych… oraz „niskich” i zwyczajnych… Uwalnia się od złudy takiego dualizmu… i w każdym postrzega taką samą cenność.     

A jeśli ktoś ma ochotę na podobny spacer po stolicy Okinawy, Naha, to tutaj:

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1248999561807523&type=3